piątek, 8 marca 2013

Rozdział 4



Ciepły południowy wiatr błąkał się między gałęziami drzew rosnących przy stajni. Kilka klaczy kłusowało wzdłuż ogrodzenia widząc nadchodzącą trenerkę, a raczej coś co trzymała. Wiadro marchewek nie mogło zostać nie zauważone. Megan uśmiechnęła się i nakarmiła konie zanim te zaczęły się podgryzać. Słońce dawało o sobie znać, więc dziewczyna postanowiła zebrać kilku stajennych by pomogli Jej zagonić rumaki do stajni. Będąc przy hali ciekawsko zerknęła do środka.

-Co robisz?
-Russ! Co się skradasz? - Warknęła rudowłosa, która przed chwilą omal nie dostała ataku serca.
-Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać  - Uśmiechnęła się szeroko, a słysząc za sobą chichot odwróciła się i ujrzała Miśkę. - Widzę, że nie tylko mnie intryguje to co tam trzymają... 
-Pojechali gdzieś. - Meg szepnęła porozumiewawczo. 
-To która stoi na czatach. 
-Nie ja! - Krzyknęły wszystkie trzy w tym samym momencie.
-Gramy w kamień, papier, nożyce. - Stwierdziła Mi.


Po minucie wyszło na to, że Megan miała pozostać przy drzwiach. Z miną godną  buldoga angielskiego skrzyżowała ręce i stanęła przy drewnianych wrotach. Tymczasem pozostałe amazonki przeszły pomiędzy dwoma ułożonym poziomo belkami by dostać się do środka pomieszczenia. 

*Ruska*

Razem z Miską podeszłam do biurek i komputerów. Przecież zostawili je takie... bezbronne. Trzeba zobaczyć po co przybyli tu nasi mili goście... Blondynka przeglądała stos papierów, ja zajęłam się laptopem. 

-Mają hasło... - Powiedziałam zawiedziona.
-A czego się spodziewałaś? Mieli zostawić tu rządowy sprzęt bez żadnych zabezpieczeń? Może jeszcze z notką przyklejoną do monitora, coś w stylu "śmiało! Poczytaj sobie o naszych tajnych misjach! Miłej lektury..."?
-Nie obraziłabym się... -Mruknęłam i wpisałam coś co przyszło mi do głowy, oczywiście było niepoprawne. 

Na monitorze pojawiła się informacja o autodestrukcji za 5 sekund. Odskoczyłam od blatu i krzyknęłam
"padnij" do mojej przyjaciółki, która z bezcennym wyrazem twarzy wyrzuciła kartki w górę i ukryła się za kilkoma skrzyniami. 


Jednak wybuch ciągle nie następował. Minęło 5 sekund, 10, potem 30 i minuta... Podniosłam się i zerknęłam na ekran komputera.

"Żartowałam. Ale wara od mojego sprzętu!"

-Kto by pomyślał, że ta baba ma poczucie humoru... -Wykrztusiłam kiedy Miśka zjawiła się obok. 

Chwilę później wybuchnęłyśmy śmiechem, który przerwała Megan nachalnie waląc czymś w ścianę. Domyśliłyśmy się, iż był to swojego rodzaju sygnał. Biegiem rzuciłyśmy się do wyjścia i jak gdyby nigdy nic usiadłyśmy pod ścianą. W naszym kierunku szedł stajenny, Chris. Chłopak stanowczo niebrzydki, jasne włosy, ciemne oczy, sylwetka jak trzeba... 

-Hej! - Przywitałyśmy się, jesteśmy takie zgrane, że zrobiłyśmy to równocześnie. 
-Jest fax do Alexa, ponoć pilny... Wie ktoś gdzie on jest? - Zapytał machając nam kartką nad głowami. 
-Ja wiem, zaniosę. - Miśka wstała i otrzepała się. - Byś zamiótł trochę, co? - Powiedziała zadziornie.
-Się robi kapitanie. 

-Jak na razie miano kapitana musimy przypisać tamtej... No jak Jej tam... Zresztą, nieważne. 

Odeszła w stronę łąki. 

*Narrator*

Dziewczyna postanowiła pokonać dzielącą Ją odległość wierzchem. Wybrała "wygodnego" ogiera hanowerskiego o imieniu Carmel. Założyła jedynie  ogłowie i przetarła go szczotką, by po chwili wskoczyć na Jego kasztanowaty grzbiet. 

Jechała stępem w stronę lasu, koń był zrelaksowany, ale ciekawy spaceru. Miśka przyłożyła łydki do boków ogiera, który dzięki temu przeszedł w kłus. 


Po 20 minutach zobaczyła rozległą, zieloną łąkę, a w oddali trenujących agentów. I Alexa...
Zeszła z konia i przywiązała go do drzewa, upewniając się, że stoi w cieniu. Z uśmiechem zaczęła iść w stronę nowych znajomych. Nie widzieli Jej, podążała ze wschodu, gdzie bujna roślinność i wielkie głazy zasłaniały kruchą sylwetkę dziewczyny. 

Była już bardzo blisko czarnego samochodu i rozłożonego wokół sprzętu kiedy ktoś brutalnie złapał Ją za ramie. Gwałtownie odwróciła się i ujrzała ostry, lodowy sopel kilka centymetrów od jej twarzy. Była zaskoczona. Jednak kiedy zobaczyła, że ów sopel wyrasta z dłoni jednego z "garniturków" stała się najbardziej zdziwionym człowiekiem na Ziemi. 

Alex widząc to odruchowo wypuścił w stronę Tony'ego jedną ze swoich nowych strzał. Łuk okazał się być bardzo wygodny i Hood bez problemu przestrzelił dłoń chłopaka. 

Ten od razu puścił blondynkę, a lód zniknął. 

-Co ty do cholery wyprawiasz! Mogę stracić rękę!
-Masz drugą. - Mruknęła niewzruszona Heilari i uśmiechnęła się do swojego nowego podopiecznego.- I co? Jak wrażenia.


Jednak On bez słowa podbiegł do swojej dziewczyny i przytulił Ją. Blondynka spojrzała na Melanie, potem na Alexa i z pewnym wahaniem zaczęła iść w kierunku agentki. Brunet naturalnie próbował Ją zatrzymać by dowiedzieć się o co chodzi, jednak Ona bez słowa parła na przód. Zatrzymała się przed kobietą i bacznie przyjrzała się reszcie szpiegów. Już wiedziała co potrafią.

-Chyba muszę Wam coś pokazać...

Powiedziała po czym zniknęła. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz