czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział 1.


Waszyngton, 25 czerwca
Godzina 8:02

Grupa agentów gorączkowo krzątała się przy komputerach. Wszystko nadzorowała niewysoka kobieta, stojąca na środku dużej sali. Dokładnie lustrowała pracę swoich podwładnych, ta sprawa mogła zapewnić jej kolejny awans.

-Heilari! Mamy coś. Sportowa stadnina, w okręgu 6 kilometrów żadnego domu, sklepu… Dużo miejsca na rozstawienie sprzętu i nie będą spodziewać się nas w takim miejscu.
-Idealnie... – Odpowiedziała brunetka podchodząc do jednego z ekranów. – Chcę wiedzieć wszystko o tym obiekcie. Rozkład zabudowań, ilość ludzi, zwierząt, majątek… Ludzie… Właśnie sprawdźcie ich. Nadaje temu priorytet. Macie godzinę, idę do szefa.

Podeszła do metalowych wrót i otworzyła je za pomocą skanera siatkówki.  Niespiesznie kroczyła korytarzem, co jakiś czas skręcając bądź używając schodów. W końcu dotarła pod odpowiedni gabinet i weszła tam bez pukania. Starzec westchnął głośno widząc w drzwiach swoją przyjaciółkę.

-Dobra, masz coś nowego?- Zaczął.
-Mniej więcej. Badamy obiekt, ale wszystko wskazuję na to, że będzie to dobra baza. – Rozsiadła się w fotelu naprzeciwko biurka. – A ty? – Zapytała już poważniej.
-Nie… Mam związane ręce Mel… Sprawa Twojej przeszłości została definitywnie zamknięta przez dowództwo i nic nam do tego… Ale nie martw się, coś wymyślimy. A wracając do tej akcji, co to za obiekt?
-Jakaś stajenka.
-Dużo mi to mówi… – Mruknął kręcąc głową.
-Okey, sportowa stadnina.
-Przenosisz mieszkańców?
-To zależy. Może będą skorzy do współpracy, sam mówiłeś, że brakuje nam rekrutów Scorpio.  Moi ludzie ich sprawdzają.
-Rób co chcesz… Byle nie było ofiar, bo znowu dostaniesz jakiś fantastyczny wpis do akt.
-Oj zamknij się. Co znaczy kilka istnień w porównaniu do całej Ziemi… A nie, przecież tu nie ma co porównywać. Powinni mi dziękować, że przysłużą się ojczyźnie…
-Mel... Naprawdę uważam, że powinnaś znaleźć inną robotę. – Powiedział z troską. – Lepiej pilnuj swoich sługusów, bo znowu coś odwalą…
-To było kontrolowane…
-Pewnie, jak zwykle. Na razie.
-Taaaa… Jeszcze wrócę. A potem urlop w Kalifornii…
-Dobre sobie, urlop? To poważna misja, macie zneutralizować obóz tych terrorystów i radzę Ci traktować swoje zadanie poważniej.
-Ja zawsze biorę moja pracę na poważnie. – Odpowiedziała z kpiącym uśmiechem i wyszła trzaskając drzwiami. 

Spacerowała po bazie organizacji będącej podobną do CIA, jednak była ona mniej znana. Jednak to właśnie SOO miała najlepszych agentów, często nieprzeciętnych. Do takich właśnie należała Heilari.
Kobieta powróciła do swych pracowników licząc na ich postępy. Nie zawiodła się.

-Zgadnij kto pracuje tam jako trener? – Zapytał jeden z ucieszonych agentów.
-Święty Mikołaj?- Zapytała udając poruszenie.
-Alex Hood. Pamiętasz gościa?
-Serio? – Wyrwała trzymany przez niego notatnik. – A ci z MI 6 przez rok go szukali… W Kalifornii się skubany ukrył…  Dobra, to masz u mnie plusa Jeff. A teraz powiedź mi o ogólnikach.
-To sportowa stadnina o nazwie Lider. Bogaci i to bardzo, także było by ciężko z przekupieniem. Posiadają około 40 koni, ich jest mniej więcej 12, ale to zależy od sezonu. Są dwie właścicielki: Michelle „Miśka” Williams i Olivie „Ruska” Bonnet.
-I co myślicie? Możemy działać?
-Proponuje po prostu tam pojechać z nakazem i kazać im się spakować. Odszkodowanie otrzymają po zakończeniu, bla bla bla…
-Pierwsze słowa twojego planu brzmią wspaniale. – Uśmiechnęła się łagodnie. – Ale reszta jest do kitu! – Warknęła. – Dobra. Uwaga! Zbieramy się i lecimy do tej stadniny! Weźcie potrzebny sprzęt, wszystko co może przydać się w rozbrojeniu tej szajki! Macie 2 godziny!

Kalifornia; stadnina na obrzeżach Redwood National Park
Godzina 11:34

Blondynka o niezwykłych niebiesko-zielonych oczach weszła do stajni i z uśmiechem skierowała się do boksu karego folbluta. Weszła do środka i pogłaskała konia po ganaszu. Następnie zapięła uwiąz i wyprowadziła go na korytarz tam przywiązała i rozpoczęła czyszczenie.

-Hej Miśku. – Chłopak niosący skokowe siodło podszedł do niej i pocałował. – Pojedziemy w teren?- Zapytał z nadzieją.
-Oj nie dzisiaj Kocie, jestem zawalona treningami. Nie marudź Mi tu tylko. – Zmierzwiła jego ciemne włosy i wróciła do szczotkowania zerkając na odchodzącego jeźdźca. – Alex! Ale jutro pojedziemy! – Krzyknęła i uśmiechnęła się.

Chwilę potem wędrowała do siodlarni po sprzęt dla ogiera i przygotowała go sobie do jazdy. W drodze na maneż zauważyła swoją przyjaciółkę.

-Ej! Rusi! Chodź mi drągi poustawiać, co?

Rudowłosa podeszła do konia i poklepała go po szyi.

-Kiedy mi się tak nie chcę… Ale ewentualnie mogę się zgodzić. Wisisz mi przysługę.  – Uśmiechnęła się.

Miśka stepowała po pierwszym śladzie próbując dogadać się z charakternym ogierem. Praca przynosiła efekty, amazonka poprosiła konia o kłus i skinęła głową przejeżdżając koło Russ.  Dziewczyna zabrała się do ustawiania cavaletti, a także kilku stacjonat i oxerów, których wysokość nie przekraczała 90 cm.

-Okey, gotowe.

Blondynka po odpowiedniej rozgrzewce przygotowała konia do zagalopowania. Kary po drobnych buntach znalazł swój rytm i efektownie poruszał się po okręgu. Po kilku rundkach zwolnił do kłusa i został nakierowany na drążki, które pokonał bez puknięcia. Mi pochwaliła go, chętnie wykonał zadanie jeszcze raz.

-Czas na coś ciekawszego. – Dziewczyna poklepała swojego wierzchowca i ponownie zagalopowała.

Spokojnie okrążyła parkur obmyślając trasę przejazdu i skierowała konia na niewielką przeszkodę. Potem były kolejne, za każdym emanował pewnością siebie i pokazywał dobrą technikę skoku.

-Dobrze, że nic nie zrzuciliście. Jeszcze bym musiała poprawiać… -Ruska parsknęła śmiechem i zabrała się do zwiększania wysokości belek.

Po pół godzinie trening dobiegł końca, dziewczyny odprowadziły konia do stajni. Tam usłyszały warkot silnika… lub kilku?
-Pójdziesz sprawdzić, Rusiek? – Zapytała blondynka.

-Okey, ale zajrzyj potem do Torni, co? Coś markotnie wygląda… – Odpowiedziała i wyszła ze stajni zdejmując rękawice do jazdy.

Widok był dość zaskakujący, 5 dużych, czarnych wozów z przyciemnianymi szybami zaparkowało na dziedzińcu. Dziewczyna chwilę zastanawiała się czy nie jest świadkiem ataku terrorystycznego. Zbyt zdziwiona by zareagować spoglądała na wysiadających pasażerów. Kobieta w okularach przeciwsłonecznych i trzech typowych „tajniaków” w doskonale skrojonych garniturach. Jeden z nich podał jej kopertę, którą po chwili otworzyła.

***
 Pierwszy rozdział za nami. Jak bardzo źle?
Gdzie się podziały moje maniery.... Wypada się przedstawić :)
Jestem Ravenna, Rav lub Ruska. Niepotrzebne skreślić. 
Opowiadanie o agencji wywiadowczej, która w swoich szeregach posiada dość nietypowy zespół. Soldiers of Olimp to ludzie obdarzeni niezwykłymi mocami. Do ich grona dołączą osoby, które dotąd widziały telepatów i władających ogniem tylko w filmach
 Taka mała zapowiedź. Mam sporo planów i nadzieję, że się spodobają. 



1 komentarz: