poniedziałek, 4 lutego 2013

Rozdział 2


Kalifornia; stadnina na obrzeżach Redwood National Park
Godzina 11:50

Gorący dzień z początku nie zapowiadał się ciekawie lecz teraz mieszkańcy stadniny z szeroko otwartymi oczyma obserwowali rządowych agentów wyjmujących nowoczesny sprzęt ze swoich wozów. Miśka po raz dwunasty czytała pismo, które otrzymali. Dokument nakazywał udostępnienie wszystkiego czego „Soldiers of Olimp” potrzebować będą do tajnej misji odbywającej się właśnie tam. Nocleg, wyżywienie, wszelkie wygody… Oczywiście wszystkie koszty pokryje agencja. Pozwalał im zostać na terenie ośrodka, jednak wyglądało to raczej na nakaz. Od teraz Lider miał przypominać więzienie, nikt nie może stamtąd wyjść. Każda próba ucieczki ponosiła surowe konsekwencje. Po potrzebne do życia środki wysyłano agentów należących do zespołu Heilari.  Blondynka była wściekła, ale nie mogła nic zrobić. Dodatkowo martwiła się o Alexa, którego z niewyjaśnionych powodów szefowa grupy zabrała na rozmowę. Czego mogli od niego chcieć?

***

Opierał się o ścianę starając się zachować pokerową minę. Z ukosa spoglądał na kobietę, która siedząc przy stole spokojnie wyjmowała ze swojej teczki stosy kartek. Będąc w zacienionym miejscu ciągle miała na nosie okulary przeciwsłoneczne, co było bardzo zastanawiające. Znajdowali się w salonie, w domu właścicielek. Spore pomieszczenie zajmowały przede wszystkim ciemne, drewniane meble. Promienie słońca przebijały się przed firanki padając na przeciwległą ścianę obwieszoną ramkami ze zdjęciami. Kiedy brunetka skończyła zwróciła się ku niemu.

-Siadaj.

Nie spuszczając z niej czujnego wzroku powoli zajął miejsce naprzeciwko. Uśmiechnęła się delikatnie zdejmując szkła. Wtedy dowiedział się kim jest Jego rozmówczyni, bowiem Jej tęczówki miały barwę fioletu. Nie znał Jej osobiście, ale wiele słyszał. W tym negatywnym sensie.

-Heilari…?
-Owszem, owszem. Sprawa jest taka: szuka Cię pół tuzina różnych organizacji i bynajmniej nie po to żeby wręczyć dyplom za zasługi.
-Powiedz mi coś czego nie wiem. – Mruknął niezadowolony. Miała pełne prawo go zatrzymać i deportować do Francji.
-Mam pewien pomysł. Pomożesz Nam w tej akcji, a My pogadamy z Daltonem. Pamiętasz, prawda? Szef Francuskich Sił Specjalnych.
-Ja z tym skończyłem, jasne?
-Jasne. W takim razie jutro postawię Ci bilet do Paryża 10 klasą. W jedną stronę. – Przekręciła głowę z zaciekawieniem czekając na reakcję. – Jedna misja. Nagroda jest warta świeczki, mogą zostawić Cię w spokoju.
-Muszę to przemyśleć.- Odparł odwracając wzrok.

Kobieta gwałtownie wstała z miejsca przewracając przy tym krzesło. Mebel z hukiem opadł na podłogę, a Ona mocno uderzyła pięściami w stół.

-Człowieku, o czym Ty tu chcesz myśleć?! Wystarczy jeden mój telefon i ludzie z SOO zakują Cię w tytanowe kajdany i osobiście eskortują do siedziby Twojej dawnej agencji. A co potem to już wiesz doskonale! Życzę Ci wygodnej celi. – Prychnęła na koniec.

Alex spojrzał na nią nie wiedząc co powinien zrobić. Miał świadomość swojego położenia i czuł nóż na gardle, ale tak bardzo nie chciał wracać do swojego poprzedniego życia, że przestał myśleć trzeźwo. Heilari rzuciła w niego teczką. Otworzył ją i skrzywił się na widok raportu z feralnego dnia, w którym zrobił to co zrobił i czego naprawdę żałował. Dalej były tylko dowody i list gończy. Z westchnieniem odłożył papiery na blat.

-Więc co to za misja? – Bardziej oznajmił mi zapytał. Brunetka uśmiechnęła się na myśl o swoim darze przekonywania.

***

Obserwowała Ich. Bardzo uważnie śledziła każdy ruch agentów nie chcąc pozwolić by zrobili coś czego mogą żałować. Jeśli chodziło o konie i stajnię, Ruska i Miśka zamieniały się w waleczne lwice gotowe dopaść każdego kto przynosi zagrożenie. Olivie próbowała domyślać się do czego służą poszczególne maszyny targane przez przybyszy. Rozmieszczali się dość szybko, niczym zaraźliwa choroba, na którą nie ma antidotum.

-Karabiny zanieście do tego… - Powiedział młody „tajniak” o blond włosach.
-To jest paszarnia i nic nie będziecie mi tam wnosić. – Dziewczyna groźnie warknęła, ostentacyjnie zasłaniając sobą drzwi do małego budynku.
-Ależ będziemy. – Ten sam gość zmierzył Ją morderczym spojrzeniem. Pozostała trójka czekała ciągle dźwigając długą, drewnianą skrzynię z bronią.
-Postawcie to sobie w garażu. Co za problem?
-Nie możemy ponieważ… Ekhm. To tajne.  Co Wy tam bimber pędzicie czy co? Dajcie nam wejść.
-Nie. I nadal nie.

Szpieg o bujnej czuprynie w tym samym kolorze co jego kolega stracił cierpliwość. Delikatnie odłożył kufer na ziemie tak samo jak jego przyjaciele po fachu. Zaraz potem z rozbawioną miną podszedł do dziewczyny, która zaczynała wątpić w swoją odwagę. Pomimo protestów przerzucił Ją sobie przez ramie i niewzruszony ruszył przed siebie stawiając Ją dopiero przed domem. Nie spodziewał się reakcji, jednak Olivie zaskoczyła go prawym sierpowym i uderzyła kolanem w brzuch.

-Ej! Wszystko... W porządku..? – Zapytał Alex, który wraz z Szefową wyszedł na ganek.
-Taaak… - Spojrzała na niego spod byka krzyżując ręce.
-To był atak na rządowego funkcjonariusza. – Stwierdziła Heilari podchodząc bliżej z irytującym spokojem.
-Nie prawda! Broniłam paszarni, a ten… No jak mu tam… Mnie uprowadził. – Wyjaśniła mocno gestykulując.
-Holmes, pomóż reszcie. A Ty… Daj Im pracować, zajmij się kucykami i tak dalej. – Przyjrzała się Jej uważniej zza swoich przyciemnianych okularów.

Dziewczyna prychnęła i widząc resztę swoich przyjaciół przy fontannie podeszła tam. Przysiadła na brzegu z markotną miną, z zainteresowaniem oglądała czubki swoich butów nie zwracając uwagi na komentarze Miśki. Blondynka z nieustającym zaangażowaniem opowiadała co myśli o Melanie Hover i Jej chłopcach na posyłki.

***

Megan, stajenna i okazjonalna trenerka, wyprowadzała arabską Murat Abby na popołudniowy spacer. Siwa klacz nie była zachwycona towarzystwem nieznajomych, rzucała Im piorunujące spojrzenia. Dziewczyna szła w stronę lasu trzymając konia na uwiązie. Zerknęła na swoją podopieczną, która odprężyła się już widokiem drzew.

-Hej! Stój! – Usłyszały donośny głos dochodzący ze strony stajni.

Rudowłosa odwróciła się, w Ich stronę biegł jeden z agentów.  Zaklęła cicho po czym spojrzała na niego z niemym pytaniem. Abby natychmiast spięła się i nerwowo uderzała kopytami w ziemię.

-Nie możecie wychodzić poza teren stajni. – Oświadczył chłopak o ciemnych włosach i niebieskich oczach. Gdyby właśnie nie rujnował jej harmonogramu, Megan z pewnością patrzyłaby na niego dużo przychylniej lecz teraz była o krok od zdzielenia go najbliższym kijem.
-Panie Garniturek, nie wiem czy się pan orientujesz, ale Lider ma kilkanaście hektarów ziemi. I ten las się do nich wlicza, więc teraz pójdę sobie z tym oto bardzo złym zwierzęciem prosto przed siebie. – Prychnęła.
-Orientuje się, owszem. Jednak Szefowa stwierdziła, że to zbyt niebezpieczne i musicie zostać jak najbliżej domu. Macie przecież te… place czy coś.
-Aha… Jakoś do tej pory normalnie jeździliśmy w tereny i co? Nawet przeżyłam! Patrz pan! Ludzie, o co wam chodzi?! Po nas nawiedziliście?
-To tajne.
-Oczywiście! – Zaśmiała się głośno, a potem ucichła będąc na granicy załamania nerwowego.

Zawróciła i smutno spojrzała na klacz. Pogłaskała Ją po smukłej szyi i szepnęła „przepraszam” wiedząc, że zachowała się przy niej nieodpowiednio. Nie chciała odprowadzać konia do stajni, więc korzystając z ładnej pogody podążyła na jedno z małych pastwisk, gdzie jakiś czas bawiły się w berka.

***

Heilari sprawdzała czy cały potrzebny sprzęt jest prawidłowo podłączony. Jako centrum operacyjne wybrała krytą halę. Podłoże było teraz pokryte drewnianymi płytami, a prowizoryczne biurka z głównym komputerem i osobistymi laptopami Jej ludzi stały w centrum dobrze oświetlonego pomieszczenia. Broń i amunicję porozmieszczano w mniejszych budynkach. Po wnikliwej kontroli nie znalazła nieprawidłowości, więc ze spokojem usiadła na najbliższym krześle analizując mapę z  zaznaczonym na niej czerwonym okręgiem. Baza terrorystów, których zamierzała jak najszybciej zneutralizować. Na dzisiejszy wieczór wyznaczyła sobie wiele zadań… Melanie była perfekcjonistką w tym co potrafiła. A potrafiła zabijać. 

2 komentarze: